niedziela, 3 sierpnia 2014

do Gdańska


Ale gorąco! Człowiek jeszcze ośmiu miesięcy nie skończył, a już wie, że tak to się nie da funkcjonować! A co to dopiero będzie, gdy rodzice uznają, że moje nogi są wystarczająco dobre, żeby nie używać już wózka?
Lepiej się w ten temat, póki co, nie zagłębiać...
Tak, czy inaczej wybrałem się na spacer do Gdańska (rodzice jak zawsze u mojego boku, bo wydaje mi się, że jeszcze mogę odrobinkę zaczekać z usamodzielnianiem się). Dzień był upalny, jak wspomniałem na początku, a do tego w Gdańsku ogromny ścisk, bo i Jarmark Dominikański i sobota i wakacje, stąd decyzja moich rodziców o użyciu bardziej nóg, niż kół i bardziej szyn, niż asfaltu. 
W taki oto sposób mam za sobą swoją pierwszą podróż tramwajem (o wiele prościej by było, gdybym potrafił to powiedzieć), która okazała się całkiem przyjemna. Bo chociaż te wszystkie wstrząsy, postukiwania i wszelkiego rodzaju niefrasobliwe dźwięki wybudziły mnie z błogiej pośniadaniowej drzemki, to ogrom ciekawostek i fascynacji zrekompensował mi to z nawiązką (jak to wszystko piszę, to jakoś tak gładko idzie, a jak próbuję mówić, to wiecznie tylko "dada" i "gugu"...). 
A Gdańsk? Ludzie kochani! Jaki świat potrafi być ogromny! Ja wiem, że ja już tu byłem, ale zszokowany jestem za każdym razem. Do tego to ogromne koło na Długim Pobrzeżu ("dada") i cała masa ludzi i jeszcze inne dźwięki (gdybym tylko mógł powiedzieć "tato, kup mi proszę tę oto zabawkę, która wydaje dźwięki, jak kogut", i gdybym do tego jeszcze wiedział, co to jest kogut, to zupełnie byłoby cudownie!). I domy i świecidełka i tekstury i zapachy i... FLIPSY..................................
Co to ja mówiłem? Aha, Gdańsk. Kurcze, jakiś taki rozkojarzony jestem po tych flipsach. W każdym razie musicie wiedzieć, że nad Motławą czuję się wspaniale, do tego przyjemnie wieje wiaterek i ludzie się uśmiechają do mnie i dzieci podchodzą się odrobinkę pobawić (nie szalejmy, dopiero od niedawna umiem siedzieć) i rodzice jacyś tacy bardziej wyluzowani (pewnie dlatego, że pozwoliłem im w miarę spokojnie zjeść śniadanie w knajpce i zniecierpliwiłem się dopiero jak nadszedł czas na kawę... bo wiecie jaką mam do niej słabość). To są właśnie takie momenty, kiedy spokojnie i zupełnie świadomie mogę pozwolić sobie na drzemkę, bo wiem, że wszystko jest pod kontrolą. Także... do zobaczenia! 





chusteczkę na głowę mamy od naszej kochanej buby
a coś więcej o żarełku możecie poczytać na blogowym fanpage'u mojej mamy widelec i nóż :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz