poniedziałek, 19 stycznia 2015

Europejskie Centrum Solidarności

Ale to wielkie! Ogromny jakiś taki statek, czy co. Że rdza, że szkło, że kolos, że potęga! No i otrząsnąć się nie mogę od tej całej przestrzeni! Moi rodzice musieli zadzierać głowę, więc co dopiero ja!

Ale od początku. Bo jesteśmy w Gdańsku, a w Gdańsku działo się bardzo dużo, bardzo ważnych rzeczy. Za mały niestety jestem, żeby to wszystko zrozumieć, ale Wy możecie sprawdzić o co chodzi TUTAJ (dodam, że sprawdzić warto, a wręcz należy!). Żeby więc bardzo dużo ludzi pamiętało, jeszcze więcej się dowiedziało, to powstała ogromna budowla, ogromny budynek, którego zadaniem jest pomieszczenie całej tej historii. Nazywa się on Europejskie Centrum Solidarności, wzbudził już wiele kontrowersji (tak, tak, dobrze czytacie, użyłem słowa "kontrowersji") swoim wyglądem, a także wiele ciekawości swoją zawartością. 
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie poszli tam natychmiast, jak nadarzyła się okazja (chyba na tyle już nas znacie). Umówiliśmy się więc z ciocią i wujkiem na wspólne zwiedzanie (troszkę musieliśmy na nich poczekać, bo nie mają jeszcze dzieci, więc nie ma ich kto budzić w sobotę o 8-ej rano. Zresztą piszę, że 8-ma głównie przez wzgląd na resztki przyzwoitości, bo wszyscy dobrze wiemy, że tej 8-mej bliżej było do 7-ej :) ), a czekając na nich mogliśmy podziwiać całe metry kwadratowe zielonych roślinek! 
No to ja kompletnie zgłupiałem! Bo byłem w budynku, a zupełnie tak, jak w ogrodzie jakimś, czy coś. Drzewa, ściany zieleni, kwiatki, krzaczki. Zielono jak na wiosnę! Właściwie brakowało tylko śpiewu ptaków i pełnego słońca. I chociaż moi rodzicie liczyli na to, że usnę, bo przecież pora drzemki i te sprawy, to już wtedy było wiadomo, że ten statek dawno odpłynął. Uznałem jednak, że nic im nie powiem. Głęboko wierzyłem, że gdzieś tam, w skrytości ducha, oni też to dobrze wiedzą.
Zresztą wydaje mi się, że powodów do narzekań nie mieli, bo jak tylko pojawił się wujo, to staliśmy się nierozłączni. Skubany silny jest (no wiadomo, że nie tak jak tata!), bo nosił mnie i podrzucał i pokazywał wszystko i opowiadał. A ja patrzyłem jak urzeczony, bo co kolejna sala, to coraz więcej rzeczy do oglądania. Światła, filmy, kaski, zdjęcia, samochody książki, gazety, SCHODY! (wiadomo, że się na nie wdrapałem! A co myśleliście?), lustra na suficie (na suficie? serio?), maszyny wszelakie, urządzenia, muzyka. Pochłonęło mnie to wszystko do reszty! Właściwie to chyba nigdy wcześniej aż tak bardzo nie chciałem wszystkiego zobaczyć! Absolutna rewelacja. 
Od razu mówię, że jeszcze raz przyjść tam musimy. I wcale nie dlatego, że wreszcie, gdzieś w połowie, sen mnie jednak zmorzył, wcale nie dlatego, że mogłem szaleć tam jak nigdy i wcale nie dlatego, że spotkałem się z ciotką i wujem. Przede wszystkim dlatego, że jest tam jeszcze jedna sala, która wyjątkowo mnie zainteresowała, a która jeszcze zamknięta była... sala dla dzieci... ha! ESC zobaczycie mnie jeszcze!























za trzy następne zdjęcia bardzo dziękuję kochanej cioci!






pokazałbym Wam fotek jeszcze więcej, w końcu wiadomo, że mama moja napstrykała ich tony, ale mógłbym wtedy, zupełnie przez przypadek i niechcący, zepsuć Wam zabawę i przyjemność samodzielnego oglądania. A tego to na pewno bym nie chciał! Musicie więc iść tam sami, a jak mieszkacie za daleko, to następnym razem pokażę Wam inny kawałek tego ogromniastego miejsca. 
No i na samiuśki koniec dodam, że takie oglądanie to może bardzo skutecznie człowieka zmęczyć i zgłodzić (jest takie słowo? Bo akurat idealnie mi tutaj do zdania pasuje...). Dlatego najlepszym kierunkiem po Europejskim Centrum Solidarności jest miejsce, gdzie dają jedzonko! Tam też nieźle zaszalałem :)






Jeśli chcecie zobaczyć coś więcej o naszym szamaniu, to musicie odwiedzić blog mojej mamy Widelec i Nóż :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz