piątek, 27 lutego 2015

kocham Gdańsk

Cześć :) Muszę Wam to wszystko opowiedzieć i muszę pochwalić się zdjęciami (nawet mimo tego, że mama znowu nie zabrała aparatu fotograficznego, chociaż widziałem, że już go wyciągnęła, odkurzyła i nawet porobiła mi troszkę zdjęć. Ten brak aparatu sprawił, że nie wyszło tak cudownie, jak mogło, ale i tak jest super!). A o co chodzi?

O spacer! Bo byliśmy na wieczornym spacerze w Gdańsku (tak, tak, ja mieszkam w Gdańsku, ale mój Gdańsk to jedno, a Stare Miasto, to drugie). I nie myślcie sobie, że ten spacer to jakoś tak wyjątkowo,że Gdańsk kochamy raz na jakiś czas. O nie! Spotkacie nas tam o tej porze bardzo często, tylko po prostu tym razem poczułem jak nigdy dotąd, że to takie moje miejsce na ziemi. Naprawdę czadowo jest urodzić się dokładnie tam, gdzie się chciało! 
No więc ten Gdańsk (o tym, że nie zaczyna się zdań od "więc" dowiem się dopiero za kilka lat...) to jest takie całkiem spore cudeńko i fascynuje mnie w nim wszystko. I nie mam zamiaru Wam teraz opowiadać o wszystkim, bo przecież muszę jakoś dawkować ten zachwyt, żeby mnie już zupełnie żadna korba nie trafiła, ale powiem tylko tyle, że Ratusz ma najfajniejsze schody w całym Wszechświecie i mógłbym na nie wchodzić i schodzić z nich całymi godzinami! I myślę, że tata, który dzielnie towarzyszy mi podczas tych wspinaczek, też nie miałby nic przeciwko temu (bardzo na to liczę, ale na wszelki wypadek będę udawał, że nie zwracam uwagi, jakby się okazało, że za szybko się męczy). No i jeszcze pod tymi schodami są całkiem czadowe płaskorzeźby (mama tak je nazywa, postanowiłem zaufać jej w tej kwestii), które można oglądać i dotykać i jeszcze taki bardzo mocno pomniejszony Ratusz, który w sumie nie interesuje mnie aż tak bardzo, jakby rodzice tego chcieli :) Cóż... nie można mieć wszystkiego :P
Jest też fontanna... fontanna Neptuna... ani razu nie przeszedłem koło niej obojętnie. Tam się tyle dzieje! Tyyyyyyyyle dzieje! I ogrodzenie i te wszystkie ornamenty i te zdobniki, strojniki, ludziki. Ojenki! I rzeźby i stwory, potwory i sam Neptun wreszcie i ta woda (chyba była woda, pewien nie jestem). No odejść nie można! I chociaż szyja boli od zadzierania głowy w górę, to zupełnie warto! Absolutnie i na sto dwa! 
Zatem (piszę "zatem", żeby uniknąć "więc") kto jest blisko, niech idzie na spacer na ul. Długą. Ja Wam mówię! A jak już zobaczycie Długą, to potem zaraz pod bazylikę Mariacką, tam to dopiero szyja będzie Was bolała! No ale o tym, to poopowiadam Wam innym razem, bo jak sobie przypomnę te schody i tą fontannę, to skupić się zupełnie nie mogę :) Miłego dnia!















1 komentarz: